Thor ragnarok cda napisy

Download link:





➡ Click here: Thor ragnarok cda napisy



Poprzez władanie zaklętym toporem Asgardianem Kata, jego posiadacz zostaje przekształcony w nadludzkiego Bloodaxe, zwiększając rozmiar i masę władcy, jednocześnie zalewając ciało magiczną energią. Loki jest teraz naprawdę fajniejszy. Jej pojawienie się pośrodku niczego na zielonym klifie Norwegii kompletnie wytrąciło mnie z równowagi — ten moment wspominam chyba jako największy zgrzyt filmu, bo Hela dosłownie pojawiła się znikąd i tak naprawdę bez należytej zapowiedzi.


thor ragnarok cda napisy
Mam wrażenie, że jej droga do Asgardu była w większej mierze serią szczęśliwych przypadków niż działaniem z determinacją — już po 25 minutach trwania filmu, Hela przejęła władzę w królestwie, w dodatku bez większego wysiłku. Oto widowiskowypulsująca świeżą energią produkcja, w której bóg piorunów zupełnie nie przypomina swojego wcielenia z poprzednich części. Owszem, o ile wizualnie były to całkiem ciekawe rzeczy, a momentami było naprawdę dobrze to jednak z czasem zaczęło to już nawet nie irytować, co męczyć. The other social is more important because it is a teaser and although it is not clear exactly what it means, we can suppose it. Drużyna, zdawałoby się, pokraczna, niesie na swoich barkach ciężar całej produkcji, dostarczając widzom serii gagów i tym samym powodów do kolejnej salwy śmiechu. Administracja serwisu nie ponosi odpowiedzialności za treści i komentarze publikowane przez użytkowników. Głównymi bohaterami thor ragnarok cda napisy są For, Loki, Walkiria i Hulk.

We will check it. Topór został następnie ponownie wprowadzony podczas biegu Thor Jurgensa, w którym Thor używał go w połączeniu z Mjolnirem. Główny bohater zmienia się w gladiatora na skutek czego zostaje pozbawiony młota Mjolnira oraz włosów.


thor ragnarok cda napisy

Thor: Ragnarok - W Polsce film zadebiutował 25 października tego samego roku, a w Australii szerzej dostępny jest od 26 października. Wyczerpany i pozbawiony potężnego młota musi szybko coś wykombinować, by powrócić do Asgardu i skonfrontować się z bezlitosną i przepotężnej Heli oraz pokrzyżować plany Ragnaroka.


thor ragnarok cda napisy

Zarejestruj się Nick jest wymagany Podaj prawidłowy adres e-mail Hasło musi mieć minimum 8 znaków. Hasła nie są identyczne Akceptuję Aby kontynuować rejestrację zaakceptuj regulamin. Wszystkie zgody są dobrowolne. W dowolnym momencie masz prawo cofnąć każdą ze zgód. Szczegóły dotyczące sposobu oraz skutków cofnięcia każdej ze zgód znajdziesz w Polityce Prywatności. Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora w celach marketingowych. Wyrażam zgodę na otrzymywanie od Administratora informacji handlowej i materiałów reklamowych środkami komunikacji elektronicznej w rozumieniu ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną. Wyrażam zgodę na kontakt ze strony Administratora, z użyciem telekomunikacyjnych urządzeń końcowych oraz automatycznych systemów wywołujących, zgodnie z art. Od 25 maja 2018 r. Jeśli chciałbyś otrzymywać od nas wiadomości, wyraź swoja zgodę zaznaczając poniższe pola. Zależy nam na utrzymaniu kontaktu z naszymi Użytkownikami i przekazywaniu im aktualnych informacji. Osoby, które nie wyrażą zgody nie będą otrzymywać od nas marketingowych wiadomości e-mail. Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora w celach marketingowych. Wyrażam zgodę na otrzymywanie od Administratora informacji handlowej i materiałów reklamowych środkami komunikacji elektronicznej w rozumieniu ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną. Wyrażam zgodę na kontakt ze strony Administratora, z użyciem telekomunikacyjnych urządzeń końcowych oraz automatycznych systemów wywołujących, zgodnie z art. Thor: Ragnarok to trzecia część przygód Syna Odyna, która na każdej możliwej płaszczyźnie zrywa z ustalonymi uprzednio schematami. Nowatorskie spojrzenie komediowego reżysera, Taiki Waititi, okazało się najlepszym, na co ta trochę flegmatyczna seria filmowa mogła liczyć. Po sentymentalnym i nieco smętnym z 2011 roku, a także błyskawicznie wylatującym z głowy filmie , przyszła kolej na coś zupełnie nowego. Oto widowiskowy , pulsująca świeżą energią produkcja, w której bóg piorunów zupełnie nie przypomina swojego wcielenia z poprzednich części. Twórcy filmu położyli nacisk na zerwanie z dotychczasowymi postawami, symbolicznie obcinając Thorowi włosy i niszcząc jego młot. I choć zabiegi te były uzasadnione postępującymi po sobie wydarzeniami fabularnymi, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że stoi za nimi nieco głębsza metafora. Nie ma już starego Thora. I nie ma odwracania się za siebie. Film zbiera niezwykle pozytywne noty zarówno od widzów, jak i od krytyków. Osobiście również opowiadam się po stronie entuzjastów, bo seans sprawił mi niesłychanie wiele frajdy. Nie oznacza to jednak, że mamy tu do czynienia z produkcją wybitną czy głęboką. Przeciwnie — Thor: Ragnarok to wytwór czysto rozrywkowy, który cieszy zarówno oko, jak i drzemiącą w każdym z widzów dziecięcą duszę. Tylko tyle i aż tyle, a skoro do trzech razy sztuka, trudno wyobrazić sobie lepszy moment na wprowadzenie tylu potrzebnych zmian. Fabuła nowego filmu naszkicowana jest bardzo prostą linią — w wyniku nieszczęśliwego splotu wydarzeń, jakim była przepychanka z Helą w drodze do Asgardu, Thor i Loki lądują na specyficznej planecie Sakaar. To kosmiczne wysypisko śmieci szybko okazuje się jednak czymś więcej — dumą i chlubą jego założyciela, Grandmastera, który lubi umilać czas swój i mieszkańców widowiskowymi walkami gladiatorów. Chcąc nie chcąc, Thor zaciąga się do drużyny siłaczy, by jak najszybciej mieć tę farsę za sobą — jego głowę trapią znacznie poważniejsze problemy, z zagładą Asgardu na czele. Cała fabuła skupia się zatem na desperackich działaniach boga uwięzionego na drugim końcu świata, który ponad wszystko chce zapobiec nadchodzącemu Ragnarokowi. I choć widmo katastrofy i apokalipsy niewiele ma wspólnego z komedią, postanowił ubrać je w barwy humorystyczne, co daje niezwykle wdzięczny efekt. Głównymi bohaterami filmu są Thor, Loki, Walkiria i Hulk. Drużyna, zdawałoby się, pokraczna, niesie na swoich barkach ciężar całej produkcji, dostarczając widzom serii gagów i tym samym powodów do kolejnej salwy śmiechu. Stanowiąc wybuchową mieszankę charakterów, idealnie wpasowują się w klimat całego filmu, który jest niczym innym jak kinematograficznym fajerwerkiem. I choć jako grupa są niezwykle charyzmatyczni i świetnie ze sobą współgrają, czuję się w obowiązku by wziąć pod lupę każdego z osobna i poddać ich analizie wynikającej z moich własnych przemyśleń. Wszelkie wytknięte przeze mnie minusy nie zaważą jednak na odbiorze filmu, a jedynie zwrócą uwagę na drobiazgi, które odbierałam momentami za irytujące. Bo choć Ragnarok ma u mnie bardzo wysokie noty właśnie za swój humor, serce i innowacyjną formułę, nie jest bynajmniej filmem pozbawionym drobnych wad. Zacznijmy od Thora, którego bezbłędnie gra. Przez ostatnie lata bohater był usilnie spychany na Ziemię, gdzie z otwartymi ramionami czekała na niego Jane. Tym razem jednak wszelkie miłostki i uniesienia zostały ze scenariusza wyrzucone, co pozwoliło Odinsonowi na głęboki oddech pełną piersią. Nie musi już nikogo ratować z opresji, a za sprawą bieżących wydarzeń nie musi też zabiegać o uznanie w oczach ojca ani mierzyć się ze swoim adoptowanym bratem. Jak rodzić się na nowo, to tylko z czystą kartą — takie połączenie i rozwiązanie poszczególnych wątków uważam za strzał w dziesiątkę. Thor nie dźwiga już osobistego balastu na barkach i może poświęcić się temu, do czego jest stworzony — rozgramianiu przeciwnika i zwyczajnej radości z działania. Z iskrą żartownisia bardzo mu do twarzy — postać wreszcie zaczyna do siebie zachęcać, bo w poprzednich częściach filmu wzbudzała raczej obojętność. Takiego Thora po prostu da się lubić! Cieszę się również z faktu, że współpraca Thora i Lokiego tak dobrze się układa, bo im więcej tego charyzmatycznego duetu na ekranie, tym lepiej. Teraz jednak bóg psot zostaje nieco odsunięty na bok i nie jestem przekonana, czy to dla niego dobre miejsce. Owszem, gierki jakie prowadzi z Thorem wciąż są bezcenne i pełne humoru, jednak z nowym przebojowym bratem, Loki odrobinę traci na wyrazistości. Choć tak naprawdę on sam nigdy nie był ani dobry ani zły, do tej pory jego działania miały większe znaczenie dla fabuły. Teraz nie mogę oprzeć się wrażeniu, że jest jedynie humorystycznym dodatkiem, trampoliną, na której odbija się Thor by zalśnić w blasku fleszy jeszcze bardziej. Loki zagubił gdzieś swoją tajemniczość i zamiast być niezależnym indywiduum, stał się tylko bratem sławnego brata. Majestat postaci zgasł wraz z demaskacją fałszywego Odyna w Asgardzie, co miało miejsce w jednej z początkowych scen. Owszem, jego złoty posąg był miłym mrugnięciem oka dla próżności bohatera, tak znajomej z poprzednich części filmu. Jednak później nieco się to rozmywa, a Lokiemu nie dość, że nie zależy na piedestale, to jeszcze zbyt łatwo przychodzi podległość Thorowi. To nieco inna twarz niż ta, którą prezentował wcześniej. I trochę brakuje mi jego kombinowania i stawiania na swoim za wszelką cenę. Źródło: Marvel Mniejszy entuzjazm budzi we mnie Hulk. W nowym filmie Bruce Banner kompletnie niknie w cieniu swojego alter ego i to właśnie Hulk gra tym razem pierwsze skrzypce. Rzeczywiście, za sprawą umiejętności posługiwania się językiem werbalnym, można się z nim dogadać, co jest w pewnym sensie korzystnym dla czasu ekranowego zabiegiem — nie trzeba żadnych podchodów ani interpretacji poszczególnych ryknięć zielonego olbrzyma, by poznać jego aktualny nastrój czy poziom adrenaliny w żyłach. Hulk i Thor siadają jak facet z facetem i zamieniają kilka słów na aktualne tematy. W tym wszystkim jednak mam nieodparte wrażenie, że zanika cała ta przerażająca otoczka, z jaką kojarzyłam Hulka do tej pory. Odebrałam go jako wielkie, przerośnięte dziecko, które przy ogromnej masie mięśni ma rozum wielkości orzecha. Zapewne gdzieś w środku taki był zawsze, jednak póki siedział cicho, było to w pewnym sensie zatuszowane. Wtedy rzeczywiście można go było postrzegać jako przerażającego potwora, ale teraz, w momencie, w którym otwiera usta, cały strach przed jego groźną posturą mija. Nie do końca przemawia do mnie ta nowa wersja i wydaje mi się, że Hulk nieco utracił na charyzmie jako samodzielna postać. Jednak będąc członkiem walczącej drużyny, sprawdza się znakomicie — wszędzie przecież potrzeba olbrzyma, który będzie kosił przeciwników jak łany zboża. Jest również debiutantka Walkiria, w którą wciela się. Już na etapie castingów jej rola wywołała wielkie poruszenie, głównie ze względu na kolor skóry. Osobiście nie miałam i nie mam nic przeciwko jej obsadzeniu — aktorka udowodniła, że potrafi grać naprawdę dobrze, a jej zmęczona życiem i alkoholem Walkiria szybko zyskuje sympatię widza. Jednak odkąd stanęła na równe nogi, z biegiem fabuły zaczęła tylko zyskiwać, okazując się postacią z ważną historią i nieposkromioną wolą walki. Walkiria utrzymuje swoją wyrazistość nawet w natłoku tylu filmowych barw i równie charyzmatycznych postaci, co jest dużym osiągnięciem jak na debiutującą bohaterkę. To właściwa kobieta na właściwym miejscu — drużynie składającej się z samych panów bardzo jej było potrzeba. Wnosi do akcji pewną grację i rośnie na postać silną i niezależną, wychodząc z biegu wydarzeń obronną ręką. Jak to zwykle bywa, każda komiksowa historia potrzebuje również solidnego antagonisty. Tym razem była nim kobieta, Hela, w którą wciela się. I choć aktorsko postać jest zagrana po mistrzowsku i z pełnym zaangażowaniem, w fabule okazuje się mniej groźna niż można się było spodziewać. Mam wrażenie, że jej droga do Asgardu była w większej mierze serią szczęśliwych przypadków niż działaniem z determinacją — już po 25 minutach trwania filmu, Hela przejęła władzę w królestwie, w dodatku bez większego wysiłku. Jej pojawienie się pośrodku niczego na zielonym klifie Norwegii kompletnie wytrąciło mnie z równowagi — ten moment wspominam chyba jako największy zgrzyt filmu, bo Hela dosłownie pojawiła się znikąd i tak naprawdę bez należytej zapowiedzi. Owszem, Odyn ostrzegał, że w momencie, w którym wyzionie ducha, ona będzie mogła się zmaterializować, jednak… naprawdę? Dokładnie w tamtym momencie? Prochy Wszechojca nie zdążyły się jeszcze dobrze rozwiać, a tu do akcji wkracza Cate Blanchett. Ta scena wypada kompletnie nijako i w pewnym sensie rujnuje zarówno moment śmierci Odyna, jak i wielkie wejście antagonistki. Na szczęście to tylko pojedynczy eksces. I o ile do tego momentu rzeczywiście trudno mi się było wbić w dziwnie szybkie tempo opowieści, potem wszystko zaczęło wkraczać na odpowiednio wyregulowane tory. Sama charakteryzacja Heli jest dla mnie czymś bardzo ciekawym. Tożsamość bohaterki długo ukrywano, co prowadziło fanów do spekulacji i sięgania zarówno po komiksy, jak i mitologię nordycką. Tam rzeczywiście Hela jest córką Lokiego, co uzasadniałoby w pewnym sensie ich fizyczne podobieństwo. Twórcy filmu zdecydowali się jednak na pójście w nieco innym kierunku, czyniąc ją nie córką, a siostrą, zarówno Lokiego jak i Thora. Pierworodna Odyna wizualnie nie przypomina ojca, matki czy rodzonego brata choćby i w procencie, jednak dopatruję się w tym miłego skinienia głową w stronę jej oryginalnych korzeni. Skoro fabularnie nie może być córką Lokiego biorąc pod uwagę dotychczasową sylwetkę psotnego młodzieniaszka, byłoby to niczym innym jak absurdem , to chociaż w wizualnym stopniu do niego nawiąże. Za sprawą jej kostiumu i charakteryzacji, momentami można mieć wrażenie, że teraz to ona robi w tej historii za Lokiego, któremu przeciwstawiony jest Thor. Może to też dlatego postać Hiddlestona musiała usunąć się trochę na bok, przyjmując potulną i bezpieczną postawę? Przy charyzmie postaci Cate Blanchett jego kariera złoczyńcy — nawet tego drobnego — rzeczywiście wydaje się utrudniona. Wspomniana charyzma tyczy się jednak głównie wizualnej sylwetki i samej gry aktorskiej, ponieważ — jak już wspomniałam — Hela jako postać nie wzbudza większego przerażenia. Mimo to pasuje do całej historii, co widać przede wszystkim z perspektywy finału — to nie ona miała być tu głównym zagrożeniem, a tytułowy Ragnarok, którego koniec końców nie udaje się powstrzymać. W świetle apokalipsy wszyscy wydają się nic nieznaczącymi pionkami, także sama Hela. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że katastrofa nastąpiła na sam koniec filmu, rozgrywając się w symbolicznych kilku minutach, trudno tu mówić o pełnej satysfakcji płynącej z tego rozwiązania. Całe zagrożenie zostało potraktowane tak naprawdę po łebkach, przyjmując finalnie twarz ognistego Surtura. Ten też wziął się nieco znikąd i gdyby nie początkowe wprowadzenie, jego funkcja w filmie byłaby kompletnie naciągana. Wizualnie postać bardzo mi się podoba, szkoda że nie zaproponowano nam więcej scen walki z jego udziałem — tę początkową można nazwać co najwyżej potyczką, którą — nie wiedzieć czemu — demon przegrał z zawstydzającym kretesem. Film Waititiego kładzie duży nacisk na humor, w związku z czym warto zwrócić uwagę na fakt, że każdy z bohaterów stara się być w pewnym sensie komiczny. Poza główną gromadką, na drugim tle wyróżnia się przede wszystkim Korg, który moim zdaniem jest już odrobinę przesadzony. Skalisty bohater jest uosobieniem słabego żartu, co na dłuższą metę bardzo męczy. Postać stara się za wszelką cenę być zabawna, uciekając się do żenujących i głupawych komentarzy. Nie rozumiem zachwytu nad tym bohaterem — dla mnie wielokrotnie przewyższa go jego niemy przyjaciel Mick, który demonstrował swoje umiejętności walki gdzieś hen na drugim planie. Komiczny stworek przykuwa oko, stając się uroczą atrakcją wśród bohaterów. Być może ich duet miał się równoważyć — wielki i gadający co mu ślina na język przyniesie, a także drobny owad, który nie zna języka. W tym wypadku jednak szala przechyliła się na niekorzyść Korga, którego twórcy zwyczajnie przedobrzyli. Dla mnie to za wiele. Wśród bohaterów pojawia się również wspomniany już wcześniej Grandmaster, w którego wciela się. Postać jest przerysowana do granic możliwości, ale przynajmniej nie stara się za wszelką cenę być śmieszna. Nieco ospały luzak, który w życiu poszukuje jedynie przyjemności, okazuje się elementem ciekawym i rzeczywiście wywołującym wesołość. Nie powiem jednak, by zrobił na mnie większe wrażenie, podobnie jak Skurge w wersji , czy znany już Heimdall. Wszyscy trzej byli bardzo ważni dla fabuły, jednak nie postrzegam ich postaci jako źródła szczególnych emocji, a raczej jako elementy mające konkretne zadania do wykonania — Grandmaster rozładowuje napięcie w poszczególnych scenach, czyniąc wysypiskowy Saakar niemalże cyrkiem. Skurge u boku Heli ma głównie za zadanie przejść osobistą wewnętrzną przemianę, jednak w świetle głównych wydarzeń jego rozterki niespecjalnie angażują. Zaś Heimdall robi za dobrego ducha i przodownika ukrywającego się ludu, pojawiając się tylko po to, by dać uciśnionym nadzieję. Wszystkich trzech akceptuję i przyjmuję ich egzystencję do wiadomości, ale nie są mi szczególnie bliscy. Źródło: Marvel Film czerpie zarówno z sytuacyjnego slapsticku, jak i humoru słownego. Gag goni gag, a kolejne kwestie wypowiadane przez bohaterów udowadniają, że owszem, w dwugodzinnym filmie da się zmieścić jeszcze więcej żartów. Domyślam się, że część widzów odbierze produkcję jako prymitywnie śmieszną — bo co inteligentnego jest w piłce, która uderza Thora rykoszetem, czy upadku Bannera z wysokości na skutek zbyt powolnej transformacji? Wszystko to nawiązuje do typowego poślizgnięcia na skórce od banana — ma być prosto i śmiesznie, a twórcy wcale nie próbują udawać, że stoi za tym coś głębszego. Tego typu humor bardzo pasuje do całej przerysowanej i popowej otoczki filmu — kolorowy wir barw, muzyka z syntezatorów i przepych efektami specjalnymi — wszystko to wyznaczniki świadomie wykorzystanego kiczu, w którym wszystkie elementy niesłychanie dobrze się ze sobą zazębiają. Momentami rzeczywiście miałam poczucie przesycenia wspomnianymi gagami, na skutek czego kolejny nie bawił już z równą mocą. Wystarczyła jednak chwila przerwy i znowu można wczuć się w zaproponowaną konwencję, zapominając na chwilę o całym bożym świecie. Taka, na której bawią się zarówno bohaterowie, jak i cała zaangażowana publiczność. Dlaczego nowy film Marvela jest ważny dla uniwersum? Dlatego, że wyznacza zupełnie nowe schematy. Wraz z tą konkretną odsłoną przygód Thora zamyka się pewien etap kina superbohaterskiego, a poprzeczka zawisa w zupełnie innym miejscu. Tendencję komediową starali się wprowadzili już w pewnym sensie , jednak wciąż w nieco mniejszej skali. Thor: Ragnarok to świadoma, pełnokrwista komedia, która z dumą zadziera do góry nos. Taika Waititi stworzył film doskonale przemyślany, taki, który nie stara się podążać utartymi szlakami, a raczej wyznaczać zupełnie nowe ścieżki. Jak to w przypadku pioniera bywa, konserwatywne środowisko fanów może bombardować go wyrazami dezaprobaty, zadając uwielbiane pytanie: po co zmieniać coś, co zawsze było dobre? Ale — kto wie — może być również tak, że nowatorskość zostanie doceniona i pociągnie za sobą kolejne produkcje, tworząc zupełnie nowe ramy opowieści. I z tego należy się tylko cieszyć, bo to naprawdę dobry kierunek. Nareszcie Marvel stworzył film, po obejrzeniu którego nie miałem poczucia straconego czasu. Jakoś nie przepadałem za kinowym światem Marvela. Nie lubiłem Iron Manów, które były niczym innym, niż efektownie podanymi wydmuszkami, czy cyklu o Kapitanie Ameryce — filmów silących się na niemal dramaty, podczas gdy były tak naprawdę do bólu płaskimi filmidłami mającymi za wszelką cenę podtrzymać ciągłość serii. Owszem, o ile wizualnie były to całkiem ciekawe rzeczy, a momentami było naprawdę dobrze to jednak z czasem zaczęło to już nawet nie irytować, co męczyć. Idąc do kina na nowe przygody Thora byłem pełen uprzedzeń. Okazuje się jednak, że Marvel uciekł do przodu i stworzył porywający i przezabawny film, który jest nie tylko odrodzeniem Thora oraz bohaterów, których formuła wydawało się, jest wyczerpana, ale stanowi punkt wyjścia do innych filmów. Jak dla mnie, jest. Ano krótko mówiąc do Asgardu wjeżdża bogini śmierci w tej roli powalająco zmysłowa Cate Blanchett Hela, która podbija krainę wikińskich bogów, wypierdalając swojego braciszka Thora w kosmos. Thor trafia na planetę śmietnisko Sakaar, gdzie spotyka swojego kolegę z pracy, Hulka, który dorabia sobie, jako gladiator. Zadaniem Thora jest powrót do swojego świata i ocalenie go przed złą siostrą. Fabuła prosta jak drut, ale ile się w niej dzieje! Jeśli grałeś w tę grę pewnie masz jeszcze w pamięci tę jazdę bez trzymanki pełną adrenaliny. Wciągnięty w akcję stawałeś się jednym z bohaterów, a wydarzenia odczuwałeś niemal fizycznie. Dawno nie ubawiłem się tak, jak na tym filmie. Ale taką fajną, niewymuszoną, wykorzystującą komizm bohaterów i humor sytuacyjny. To wszystko gra i jest przecudowne. Obłędny wizualnie, świetnie zmontowany i kapitalnie udźwiękowiony. Waititi wstawia w to wszystko bohaterów, którym gmera w bebech jak tylko się da. Marvel I tak, jak poprzednio Thor wydawałam nam się nudnym debilem, który pierdolnięciem młotka załatwiał wszystko, tak teraz okazuje się co prawda również osiłkiem, ale pełnym uroku. Takim, który zaczyna rozumieć rolę odpowiedzialności za swoich towarzyszy, ale i za swój lud. Jest gotów no największych poświęceń, uderza w patos, ale równocześnie potrafi zachować dystans i być zabawny. Ten kontrast, jakże ludzki sprawia, że zaczynamy lubić tego nowego Thora, a co więcej — staje się on teraz jednym za najlepszych postaci kinowego świata Marvela! Podobnie przybrat Thora, Loki. Nie lubiłem go poprzednio, był taki niby wygłaskany, taki menadżer z Wall Street pełen fałszu i oślizgłości. Teraz też uderza w ten tony, ale wiecie — teraz to wszystko jest uzupełnione o bardziej ludzki wymiar. Loki jest teraz naprawdę fajniejszy. Jest mendą, fakt, ale taką, którą da się lubić. I te jego interakcje z przybratem; są naprawdę lekkie, zabawne i dają mi przyjemność! Gdybyście kazali mi powiedzieć, jak bardzo brawurowy jest to film, powiedziałbym, że jest to brawura na poziomie tej, którą pokazał w Jeff Goldblum grający tu rolę Grandmastera, czarującego władcę planety Sakaar. Hmmm… czarującego… Jak by to opowiedzieć… No nie da się. Postać stworzona przez Goldbluma — choć nawet nie drugoplanowa — jest tak uroczo bezczelna, lekka, z nutką beztroskiego sadyzmu i świetnej retoryki, że trzeba ją zobaczyć, by uznać za jeden z najmocniejszych punktów filmu. Marvel Podobnie z Hulkiem. Nie lubiłem tej postaci. Nigdy nie była dla mnie warta obecności w filmie. I nie mówię tu o samodzielnym obrazie. Po prostu zielony potwór nie był interesujący jako taki. Tymczasem tutaj okazuje się, że Waititi znalazł fajny pomysł na tego bohatera. Oczywiście jest pięściami na nogach, ale teraz jest rozbudowany. Jest takim rozpieszczonym bachorem nie znoszącym sprzeciwu. Jego przekomarzanki z Thorem są świetnym zestawieniem. Z jednej strony bufon, z drugiej ograniczony dzieciak. I obydwaj są głęboko przekonani i swej zajebistości. Ogląda się to świetnie. Pozostałe postacie są równie fajne, skomponowane tak, by dopełniać całości oraz uwypuklać ton filmu, a główni bohaterowie mogli w pełni błyszczeć. Jednak najważniejsze w tym wszystkim jest to, że Thor w końcu okazuje się godnym Bogiem Piorunów. Bohaterem odważnym, walecznym, takim, który jak się wścieknie, nie zna litości. Takim, z którym chcesz walczyć, pić, przebywać. Dla którego gotów jest zrobić wszystko. I to jest największa wartość tego filmu. Bohater z krwi i kości. Marvel Ten balans między tym co boskie, nierealne, a tym co przyziemne i zwykłe w otoczeniu tej całej wizualnej orgii jest chyba najlepszym co ostatnio spotkało mnie w kinie. Powiem wam, że to obok najlepsze co mogło się wydarzyć w kinie rozrywkowym w 2017 roku.